czwartek, 7 lutego 2013

1. Przed zmrokiem

***

    W białym świetle poranka włosy Lily miały bardzo nieoczywisty kolor. Obserwowanie ich barwy weszło Severusowi w nawyk przez te wszystkie lata. Najpierw w ogrodzie jej mugolskiej rodziny, która poniekąd stała się mu bliższa niż jego własna, potem - kiedy już nieco podrośli - w sierpniowym blasku nad jeziorem nieopodal centrum miasta i tutaj, w Hogwarcie, gdzie zmieniło się wszystko. Wszystko, prócz koloru jej włosów w porannym słońcu - tym widokiem Snape, choć ukradkiem, prawie się upajał. Patrzył, jak unosiła ku słońcu bladą twarz, zanurzała dłonie w osnutej rosą trawie i pozwalała oprzeć się na policzkach wytuszowanym rzęsom. Kiedy zaczęła je malować?, zastanawiał się Severus. Pamiętał, że rzęsy miała kasztanowe, o ton ciemniejsze od splecionych w warkocz kosmyków, o ton jaśniejsze od gęstych, prostych brwi.
- Zmieniłeś się - powiedziała, wyrywając go z zadumy. Drgnął, ale zbyt lekko, by mogła to dostrzec. Ukrył oczy, odwracając się w stronę jeziora.
- Może - mruknął i zaraz, jakby pragnąc przyznać Evans rację, narosła w nim porywista złość. - To czasy się zmieniają, Lily. Ja tylko idę dalej.
Poruszyła się niespokojnie. Na ramieniu poczuł delikatne muśnięcie i, choć nie patrzył w stronę dziewczyny, doskonale wiedział, jak teraz wygląda. Jak unosi dłoń bezradnie, a jej oczy błyszczą. Wiedział, że ją rani. Bolało go to jak diabli, a niczego bardziej nie pragnął, niż jednocześnie uciec od niej i zostać z nią na zawsze.
- Wiesz, o czym mówię - głos miała teraz nieprzenikniony. - Ślizgoni...
I tyle - to wystarczyło. Ślizgoni.
Snape odwrócił się gwałtownie, spoglądając Lily prosto w oczy.
- Ci sami Ślizgoni, których tak bardzo nienawidzisz - wycedził - akceptują mnie. W przeciwieństwie do twoich napuszonych, gryffindorowskich przyjaciół!
Lily przechyliła głowę.
- A więc o to ci chodzi, Severusie? - Zapytała i nie było irytacji w jej głosie, a jedynie ciche, pełne żalu niedowierzenie. - Powiedz mi, proszę, że nie jesteś idiotą, na którego pozujesz. Nie do twarzy ci z głupotą.
Snape zerwał się z ziemi. Poranek, choć ten sam co kwadrans temu, zmienił swój wymiar. Stali teraz naprzeciw siebie: dwie absolutnie różne połówki jednej, pokręconej całości, najwięksi przyjaciele udający największych wrogów.
I kiedy tak stali, piękno Lily wprawiało Snape'a w gniew prawie niewyobrażalny, obcy i przerażający.
- Twoje śmieszne przyjaciółeczki - ciskał w nią słowami. - Ten walnięty Lupin, Black i Potter, jakby tylko na niego było cię stać!
Piękno, które tak go uderzało, zdawało się narastać z każdą chwilą.
- To nie fair - szepnęła jeszcze ciszej i bardziej beznamiętnie. - Nie znoszę Pottera, wiesz o tym. Odwróciła się i mógł przysiąc, że zanim postawiła pierwszy krok w stronę zamku, jej ciałem wstrząsnął lekki, tłumiony szloch. Nie, pomyślał, Lily nie mogła płakać. Nawet wtedy, gdy widywał łzy na jej policzkach, nie były one narzędziem zwykłego, pospolitego płaczu. Gdy złamała rękę w wakacje przed drugim rokiem i na pogrzebie jej matki. Lily Evans nie płakała.
- Lil - wydusił Severus, goniąc za nią łagodnym zboczem. - Lily, przepraszam.
Była u wejścia do zamku, kiedy się zatrzymała. Początkowo, wstrzymany napiętym ułożeniem jej drobnej sylwetki, on także zamarł kilka kroków dalej.
- Och, nie - usłyszał jeszcze, ale było już za późno, by się wycofać.
- Hej, piękna - dobiegło do uszu Severusa zaczepne wołanie i różdżka, zatknięta dotąd za pazuchę jego przykrótkiej szaty, nagle znalazła się w jego dłoni. Instynktownie.
- Śledzisz mnie, Potter? - Próbowała go jeszcze zatrzymać. Snape widział, jak mimochodem opiera się o framugę, zagradzając sobą wyjście z zamku. Wiedział też, że Huncwoci bynajmniej nie śledzili Evans i jego przypuszczenia potwierdziły się, kiedy wyszli na zewnątrz. Najpierw długie ręce owinięte rękawami szaty drużyny Quidittcha, oplatające Lily w pasie, później jej zirytowane parsknięcie, głuchy odgłos uderzenia jej zwiniętej w pięść dłoni, a chwilę potem - stał na zewnątrz. James Potter w całej okazałości.
Jeśli Severus miałby wybrać jedno uczucie, które zna najlepiej, byłaby to właśnie nienawiść. Nie potrafił określić, czy kocha Lily - bo jak to właściwie jest: kochać? Z całą pewnością jednak umiał stwierdzić, że nienawidzi swojego ojca alkoholika, wieczorów wigilijnych i Pottera. Nienawiść, była w jakiś smutny sposób jedyną stałą w jego życiu.
- Lily - Black wyłonił się tuż za nim; w lewej dłoni trzymał miotłę, prawą powoli wynurzył z kieszeni. - Ty płaczesz.
Obaj zrozumieli jednocześnie, jak dwa pieprzone, zsynchronizowane ze sobą zegarki - przenieśli wzrok z dziewczyny na Snape'a, a później na siebie, zanim James także dobył broni.
- Cześć, Smarku - rzekł spokojnie. - Dawno się nie widzieliśmy, unikasz nas?
Lily otarła gniewnie twarz i zaplotła ręce na piersiach. Nawet z tej odległości można było dostrzec, że rzuciła Blackowi szybkie, ostre spojrzenie.
- Oczywiście, że nie płaczę - oznajmiła, po czym niechętnie zwróciła się w stronę Jamesa. - Ale o ciebie, Potter, raczej bym się obawiała.
Bo oto - czego żadne z nich, włącznie z Lily, nie mogło się spodziewać - i w jej dłoni pojawiła się różdżka. Dwunastocalowa, z cisowego drewna, z włosem jednorożca w rdzeniu. Severus pamiętał dokładnie, gdy ją kupowała; pamiętał, jak przez cienisty kantorek Olivandera przepłynęła energia, która postawiła dęba każdy włosek na jego ciele.
- Och - mruknął James, po czym wybuchnął śmiechem. Snape mocniej zacisnął pięści, kiedy wzrok Rogacza zatrzymał się na nim. Patrzyli teraz prosto na siebie. - I co zrobisz, Liluś? Daj spokój, kochanie, to tylko zabawa.
Odsunął ją na bok i Lily, chcąc nie chcąc, musiała zejść mu z drogi.
- Ostrzegam cię, Potter - wycedziła, nie odwracając się już nawet w jego stronę. Stanęła teraz oko w oko z Syriuszem, zadzierając głowę, by spojrzeć mu w twarz. - Black.
- Evans - Łapa wymówił jej nazwisko z absolutną powagą, ale oczy mu się świeciły. Nigdy wcześniej, ani też przez długi czas później Severus nie zaprzątał sobie głowy tym dziwnym, migotliwym blaskiem w jego oczach. Może już wówczas, rok przed finałem naszej historii, dałoby się zapobiec czekającej ich wszystkich tragedii? Może gdyby Snape przyjrzał się uważniej i spostrzegł, że to coś - tańczące dziko w lodowatych tęczówkach Syriusza Blacka - to żywe płomienie? Może.
A może nic nie zdołałoby tego powstrzymać.
- Dobrze - szepnęła Lily. - Świetnie.
Severus poczuł ją wtedy - tę dziwną energię, własność Evans i magiczną definicję jej piękna. Poczuł, że wzbiera się ona znikąd w ciele dziewczyny, narasta i czyni ją zdolną do wielkich rzeczy. Oczywistym było, że gdyby nie niewinność, Lily byłaby naprawdę potężna.
- Gdzie patrzysz, Smarku? - James przysłonił Snape'owi widok rudowłosej. Jego twarz, niby to rozbawiona, pod łobuzerską warstewką zdawała się być szalenie skoncentrowana. - Znowu się jej narzucasz? Ile razy to przerabialiśmy?
- Chciałbyś, Potter - odparł Severus bezbarwnie. - Chciałbyś, żeby i tobie pozwalała się tak narzucać, prawda?
To był cios innego rodzaju. Snape wiedział, że nie ma szans wygrać z Jamesem w pojedynku, i że tylko w ten sposób może go zranić. Świadomość, że ślizgoński wyrzutek o tłustych włosach ma coś, czego Potter tak bardzo pragnie, bolał Gryfona bardziej, niż jakiekolwiek zaklęcie. 
Oprócz jednego. Jedno zaklęcie mogłoby boleć go równie mocno - ta myśl osiadła gdzieś głęboko w umyśle Severusa.
- Przysięgam, że jeśli jeszcze raz będzie przez ciebie płakać... - James uniósł różdżkę. Uśmiech prawie spełzł z jego twarzy. - Do diabła, niech się przez ciebie choćby zarumieni...
- Evans? - Nowy głos tak bardzo nie pasował do tej sceny, że początkowo żadne z nich nie zwróciło na niego uwagi.
- Wiesz, co mi dzisiaj powiedziała? - Snape zniżył głos i teraz to jego usta rozciągał delikatny uśmieszek. - Że cię nienawidzi. Nie może na ciebie patrzeć, Potter.
Kilka czerwonych iskier wytrysnęło z końca różdżki Rogacza, kiedy drzwi wejściowe gwałtownie stanęły otworem. Rogacz odwrócił się przez ramię odruchowo i cichy jęk wyrwał mu się z ust: w drzwiach stała McGonagall. Choć włosy miała spięte w tradycyjny kok, jej okulary osunęły się nieco na nosie, a tiara przechyliła z pośpiechu.
- Na Merlina, Potter - rzuciła. U jej boku przepłynęła bezszelestnie srebrzysta łania. Patronus Lily rozpłynął się następnie i James spostrzegł, że Syriusz stoi pod ścianą zamku nieruchomo jak posąg. Najpierw potrząsnął jedną dłonią, później drugą. Potrwało chwilę, zanim zaklęcie Confundus przestało na niego działać.
- Pani profesor... - James wsunął różdżkę do kieszeni szaty.
- Szlaban, Potter - warknęła McGonagall. - Mam dosyć utarczek waszej trójki. Dorośnijcie wreszcie.
Odsunęła się od drzwi i władczym, szerokim gestem wskazała im drogę.
Pierwszy ruszył Rogacz. Zarzucił na ramię miotłę i w milczeniu wszedł do zamku. Później Syriusz, wciąż jeszcze nieco sztywno, obdarzając Lily niedowierzającym spojrzeniem.
- Snape - McGonagall ściągnęła odrobinę brwi, wpatrując się w mroczną sylwetkę Ślizgona. Chłopak drgnął i, z nisko spuszczoną głową, postawił kilka kroków. Jego twarz płonęła.
- Przepraszam - mruknęła prawie bezgłośnie Lily, kiedy ten mijał ją nieopodal drzwi. Spojrzeli sobie wtedy w oczy; zieleń jej tęczówek w cieniu zamku miała niespotykany odcień świeżej trawy.
- Wezwałaś nauczyciela? - Rzucił ze złością, odwracając wzrok. - Naprawdę?
I zniknął.
Stały tam teraz we dwie - Lily oraz McGonagall. Upłynęło kilka długich sekund, zanim kobieta przerwała milczenie.
- To nie moja sprawa, Evans - powiedziała - ale zrób coś z tym, bo nie będę mogła przybiec na każde twoje wezwanie.
Dziewczyna wpatrywała się w błonia; jej wzrok nie zatrzymywał się na niczym konkretnym, szybował ponad powierzchnią jeziora i niknął między pierwszymi drzewami Zakazanego Lasu.
- Myśli pani, że to może skończyć się źle, pani profesor? - Spytała nieobecnie. Z bladej twarzy uciekły resztki kolorów.
- Tak myślę - odparła McGonagall; odchrząknęła i, wycofując się powoli, dodała - dyrektor chciałby cię widzieć dziś wieczorem.
Później zaś zniknęła, a Lily jeszcze długo stała w cieniu - nieruchoma i biała jak kreda, powtarzając w myślach jak mantrę: Lily Evans nie płacze.
Lily Evans nie płacze - nigdy.


    ***


    Grace przymknęła oczy, trącając widelcem kawałki nietkniętej jajecznicy. Gdzieś nad nią szybowały sowy, roznosząc pocztę. Dziewczyna wsłuchiwała się w szum skrzydeł i szelest papieru, jak w oddalone głosy setek troskliwych rodziców; słodki szept rodzinnego ciepła i miłości, której Grace nigdy nie znała. Może to nawet lepiej, myślała czasami. Mogła wyobrażać sobie, że ma rodzinę, i że jest tak samo normalna jak wszyscy otaczający ją ludzie, i niekiedy nawet udawało jej się prawie w to uwierzyć. Tak, Grace Bennett miała potężną wyobraźnię.
- Jedz - mruknęła na przywitanie Lily. Usiadła ciężko naprzeciw i milczała z uporem, pozwalając przesiąknąć otoczeniu osobliwą mieszanką jej zirytowania z konwaliowym szamponem do włosów.
- Coś nie poszło na twojej tajemnej schadzce? - Spytała wreszcie Grace z przekąsem. - Snape był niemiły? Źle cię traktował? Próbował cię zabić? A może coś nowego?
- Możesz ze mnie zejść? - Lily wyciągnęła z torby podręcznik do transmutacji i otworzyła go na przypadkowej stronie, dając jasny znak, że nie ma ochoty rozmawiać. - Jedz to, Grace. Obiecałaś. 
Grace zagryzła wargi na krótko, odchyliwszy się w tył.
- Wal się, Evans - oznajmiła z uśmiechem. - Tyle ci powiem.
Och, jak różne od siebie one były! Czarne naprzeciw rudych włosów, czekoladowe naprzeciw zielonych oczu, cynizm i introwertyczność naprzeciw dobroci i absolutnego perfekcjonizmu. Tak to jednak bywa w życiu, że ludzie, których poznajemy i wydają nam się ciekawi, okazują się niewarci uwagi, ci zaś, których spisaliśmy z początku na straty - są później naszymi przyjaciółmi. W przypadku Lily i Grace niechęć, którą darzyły się przez pierwszy rok wspólnego mieszkania, była jedynie mocniejszym spoiwem łączącej ich później więzi. Ostatecznie przecież potrzebowały się wzajemnie. Grace broniła naiwną Lily przed światem. Lily broniła walniętą Grace przed nią samą.
- Mówię poważnie - czarnowłosa zniżyła głos do szeptu i pochyliła się lekko nad stołem. - Dlaczego wciąż się z nim spotykasz? Gdyby Ślizgoni się dowiedzieli...
Evans zamknęła "Transmutację dla zaawansowanych".
- Wiem, Grace - rzuciła szybko z właściwą sobie lekkością w ignorowaniu niebezpieczeństwa. - Nie chodzi o Severusa, tylko o Pottera.
Przez chwilę panowała między nimi cisza, po czym Grace zachichotała cicho.
- Lubię sposób, w jaki o nim mówisz - powiedziała przepraszającym tonem. - To urocze.
- Wezwałam McGonagall - mruknęła Lily, nie zwracając uwagi na słowa przyjaciółki.
- Lily... - Grace spoważniała, kręcąc głową z przyganą.
- Wiem, dobra? - Rudowłosa westchnęła. - Po prostu... ostatnim razem mało co się nie pozabijali.
- To tylko Huncowci.
- To duma Snape'a i temperament Pottera - Lily zacisnęła pięści. - To już od dawna nie jest żadne "tylko" i wszyscy o tym wiedzą.
Wówczas też weszli do sali - James, Syriusz i Lupin, dwaj pierwsi wciąż w szatach drużyny, Remus z otwartą książką i pochyloną nadeń głową.
Grace uważnie przyjrzała się Lunatykowi,  a ten - jakby poczuwszy jej wzrok na sobie - poderwał się znad tomu. Nie szukał ani przez sekundę, kierując spojrzenie wprost na nią. Nie błądził, jakby wiedział, choć przecież nie mógł... nie mógł wiedzieć o niczym.
 - Tydzień polerowania odznak w Komnacie Pamięci - Lily zesztywniała, gdy Rogacz opadł na ławkę obok niej. - To był cios poniżej pasa, Liluś.
Spojrzała na niego ze wstrętem i zmierzyła go od góry do dołu niejednoznacznie.
- Ach nie, Potter - fuknęła wreszcie. - To mógł być taki cios. Na twoim miejscu dziękowałabym Bogu.
James uniósł brwi, skonsternowany. Syriusz wybuchnął śmiechem pierwszy, chwilę później dołączyła do niego Grace. Nawet Remus uśmiechnął się lekko w stronę książki.
- Jestem pod wrażeniem, Evans - mruknął Black, szelmowsko wyszczerzając zęby. - Wyrastają ci pazurki.
- Skup się - odparła poważnie, choć kąciki jej ust zadrżały. - Zostawcie Snape'a w spokoju.
Syriusz lekko potrząsnął głową. Przesunął dłonią po włosach - obaj z Jamesem mieli ten irytujący, choć seksowny poniekąd zwyczaj - i spojrzał na Lily łagodnie.
- Bo widzisz - zaczął - Smarkerus sam prosi się o kłopoty.
Evans chwyciła podręcznik do transmutacji i wcisnęła go do torby. Przez chwilę mierzyli się z Łapą spojrzeniami. Zdawać by się mogło, że dziewczyna wybuchnie; otworzyła nawet usta, kiedy jednak przemówiła - jej głos brzmiał nienagannie.
- Co takiego wam zrobił? - Spytała. - Nie podoba wam się jego niemodne ubranie? Źle przycięte włosy? To, że nie rzuca się w oczy, nie pragnie uwagi, nie chce dostać się do drużyny ani was naśladować? To wam tak przeszkadza, wy wstrętne, napuszone pawiany?
Black mrugnął dwa razy. Były to o dwa mgnienia oka za dużo - Lily poczuła, że zbliża się do jakiejś cienkiej, niepisanej granicy, o której istnieniu dotąd nie wiedziała.
- Bądź dla mnie łagodniejsza, w końcu skonfundowała mnie dzisiaj... dziewczyna - Syriusz także mówił spokojnie, choć oczy miał zimne jak stal. Zaczerpnął tchu. Świat jakby zwolnił, kiedy tak wojowali na spojrzenia. - Płakałaś przez niego, Evans.
- Daj spokój tej żałosnej wymówce - Lily uniosła się nieco. - Jakby was to obchodziło.
- Mnie obchodzi - James wtrącił się niespodziewanie do ich wymiany zdań i nagle świat ruszył dalej. Granica zniknęła, podobnie jak zimno z oczu Syriusza. - Nikt nie będzie doprowadzał do łez mojej dziewczyny.
Grace znowu parsknęła śmiechem.
- Fuj - podsumowała Lily, zaplatając ręce na piersiach. Odchyliła się w tył odrobinę. - No, więc czego jeszcze chcecie?
- Impreza - Black wyjął z torby kolorowe, prostokątne broszury i podał po jednej dla każdej z dziewczyn. Jak gdyby nic się nie stało. - Na rozpoczęcie sezonu Quidditcha. Dzisiaj wieczorem w Pokoju Wspólnym.
Grace przejrzała ulotkę i kiwnęła głową.
- Alkohol. Dla mnie bomba.
Syriusz posłał jej uśmiech - jeden z tych oszałamiających, zarezerwowany tylko i wyłącznie dla potencjalnie interesujących dziewczyn.
- Zawsze wiedziałem, że można na ciebie liczyć, Bennett. Prawda, Lunio? Obaj wiedzieliśmy.
Był to oczywiście zbieg okoliczności; Syriusz trącił przyjaciela łokciem zaczepnie, by wciągnąć go do rozmowy, a jego słowa nie miały żadnego głębszego znaczenia. Kiedy jednak Lupin powoli uniósł twarz znad książki, serce Grace załopotało jak skrzydła ptaka schwytanego w pułapkę.
- Mhm - mruknął chłopak. Przesunął po twarzy Bennett obojętnym wzrokiem, po czym zerknął na zegarek. - Zielarstwo. Lepiej już chodźmy.
Kiedy zaś podnosili się razem znad stołu, wszystko było już prawie normalnie. Serce Grace prawie odnalazło rytm, a Lupin wrócił do lektury - też tylko prawie, bo jego oczy nie poruszały się, utkwione w jednym punkcie na stronie.
Grace Bennett nie wątpiła w inteligencję Lunatyka. Na Merlina, nawet ślepy spostrzegłby, że dziewczyna się boi! Kiedy szli całą piątką w stronę szklarni, Remus najpierw zwolnił, a potem w ogóle został w tyle. Przy wejściu Grace zaryzykowała spojrzenie przez ramię i tak - stał tam, dziesięć lub piętnaście metrów dalej, opuścił książkę i patrzył prosto na nią.
Przez chwilę stała nieruchomo. Gorąco gwałtownie podeszło jej pod skórę.
- Idziesz, Grace? - Usłyszała głos Lily gdzieś z oddali. Przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła - Lupin zniknął.
- Tak, tak - mruknęła więc, odwracając się i wiedziała - teraz wiedziała to już na pewno: Lunatyk nabrał podejrzeń, a to oznaczało ni mniej, ni więcej, jak cholernie duże kłopoty.  

    ***

    I tak nadszedł wieczór - jeden z tych łagodnych, wrześniowych zmierzchów, które Lily ceniła tym bardziej, że były to jej ostatnie wrześniowe wieczory w Hogwarcie. Dziewczyna wiedziała, że po ukończeniu siódmej klasy nie wróci już do zamku, co więcej obawiała się, że niewielu wróci do niego w przyszłym roku. Świat czarodziejów stał u progu wojny i ta zimna, krwawa wojna miała zmienić wszystko.
Uczniowie rzadko mogli poszczycić się sposobnością obserwowania pogrążających się w mroku błoni z tej perspektywy. Okno w gabinecie dyrektora dawało na nie wspaniały widok: pofalowane połacie zieleni przy Zakazanym Lesie i sprażone słońcem obszary bliżej zamku, gładkie, ciemne jezioro oraz masywna sylwetka stadionu po jego lewej stronie.
- Nie mogę i nie chcę przekonywać cię do wyświadczenia mi tej przysługi, Lily - głos dyrektora brzmiał inaczej, niż kilka dni wcześniej na Wielkiej Sali, kiedy podczas rozpoczęcia roku przemawiał do uczniów. Był to głos zmęczonego, ale zdeterminowanego człowieka. W jakiś sposób imponowało to Evans. - Mogę jedynie wyrazić nadzieję, że się zgodzisz. Nie śpiesz się z podjęciem decyzji.
- Podjęłam już decyzję - powiedziała dziewczyna, nie odrywając się od okna. Przeniosła wzrok nieco wyżej; widać stąd było fragment wieży, w której Gryfoni właśnie rozpoczynali zabawę. - Zrobię to.
Zmusiła się wreszcie do spojrzenia na Dumbledore'a. Błękitne, przenikające do cna oczy dyrektora - tak zatroskane, kiedy spoglądała w nie po raz ostatni - były teraz, ku jej zaskoczeniu, surowe.
- Czy na pewno dajesz sobie sprawy z ryzyka, jakie podejmujesz, Lily? - Spytał. - Jesteś absolutnie pewna, że uniesiesz to, co zamierzam złożyć na twoich barkach?
- Jestem pewna, panie profesorze - odparła spokojnie dziewczyna.
Wstała. Wstał także Dumbledore.
- Żałuję, że musimy żyć w czasach, w których młodych ludzi obciąża się takimi ciężarami - rzekł mężczyzna. - Wkrótce zapoznam cię ze szczegółami. Ale teraz idź, Lily. Idź do swoich przyjaciół i postaraj się mi wybaczyć.
Evans odwróciła się. Ruszyła w stronę drzwi, ale zamarła z ręką na klamce.
- Czy jest nas więcej, dyrektorze? - Wypaliła, odwracając się przez ramię. Albus siedział w swoim fotelu, a dłonie trzymał złożone w charakterystyczną piramidkę.
- Was, Lily? - Przyjrzał jej się uważnie.
- Mam na myśli... - kolejne słowo z trudem przeszło jej przez gardło. - Nas. Szpiegów.
Coś rozbłysło wtedy w obliczu mężczyzny i rudowłosa była całkiem pewna, że nigdy nie zapomni, jak wyglądał wówczas Dumbledore.
- Oczywiście nie mogę ci tego powiedzieć, moja droga - odparł cicho.
Cóż, pomyślała Lily, wychodząc z gabinetu. Nie mogłam chyba liczyć na lepsze potwierdzenie. 

    ***
Nie mogę uwierzyć w dwie rzeczy: po pierwsze wróciłam do blogowania, po drugie czuję, że ten świat powoli zaczyna mnie na nowo wsysać. Pamiętam jeszcze czasy, w których James i Lily byli dla mnie wszystkim. Czy tak samo stanie się z kombinacją Lily&Syriusz? Przekonamy się :)
Co do samego rozdziału - nie mogę powiedzieć, żebym była zadowolona, ale sama czekam niecierpliwie na rozwój akcji. 
Powinnam chyba wyjaśnić kwestię Grace. Zmieniłam zdanie i, zamiast wprowadzić sprawdzone postaci, które pojawiły się u Rowling, stworzyłam kogoś całkiem nowego. Mam na nią wiele pomysłów - oprócz wątku Remusa, może ktspostrzegł uwagi Lily odnośnie jedzenia. Cóż, są one (bardzo) nieprzypadkowe :)
Całuję, Fly  

 1064_193e_480

6 komentarzy:

  1. Mhm, no cóż. Pustką tu wieje, nie może tak być :) Zapomniałam już, że lubię pisać komentarze pod twoimi notkami.
    Cieszę się, że to ty zaczęłaś Lily i Syriusza. Jesteś odpowiednią osobą z odpowiednym wątkiem. Stęskniłam się za już za twoimi porobąnanymi bohaterami i tym, że zapewne za kilka tygodni będę wyć z wściekłości za to co im robisz, w jaki sposób i dlaczego. Nie wspominając o tym, że lubię kiedy burzysz moją pewność siebie i wpędasz w stan: po co ja w ogóle otwieram Worda, po co? :>
    Uwielbiam Grace, o czym ci już mówiłam. Wydaje mi się, że polubię w niej to, że jest taka różna od wszystkich dotychczasowych przyjciółek Lily i od samej Lily. Jak dla mnie było jednak zbyt krótko i szbyt szybko się skończyło :D Albo pisz dłuższe rozdziały albo zrób coś, żeby tak szybko się nie czytało. Ale najlepiej pisz dłusze rozdziały :P

    OdpowiedzUsuń
  2. To mi się podobało :O
    Fajna przyjaciółka Lily jest KIMŚ, a nie tylko tłem.Lubie tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się ciekawie :)
    Nie mogę się doczekać dalszego ciągu a szczególnie wątku Lily-Syriusz. :D hmmmm... Lily jako szpieg? Pewnie wśród Severusa i Ślizgonów.
    Bardzo długo szukałam bloga o Evans i Blacku. Fajnie, że mogę być na bieżąco z tym blogiem. :D To niecierpliwe wyczekiwanie na nowy rozdział. :3 Uwielbiam to! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam jak tylko mnie poinformowałaś. Napisałam nawet dłuuuuugo wywód na temat tego jak bardzo Cię nienawidzę i jak genialnie zapowiada się to opowiadanie :D w dodatku rozważyłam każdy najmniejszy detal i do każdego elementu znalazłam twierdzenie, wątpliwość i przypuszczenie a w momencie kiedy miałam dodać - ta franca straciła połączenie z netem i poszło w pizdu! :D tak więc w skrócie - poprosiłabym o inf w spamie, nienawidzę Cię i dziękuję za kopa weny i życzę maksymalnie dużo weny co być mi szybko nowy rozdział dodała! :D Może pod następnym uda mi się opublikować tasiemca do porzygu :D
    Pozdrawiam!
    Zazdrosne Lumos

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, powstał katalog opowiadań Potterowskich, serdecznie zapraszam. http://katalog-opowiadan-potterowskich.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Lily jako szpieg? Ooo Lily i Syriusz, cudowna była ich ta wymiana zdań. Co się dzieje między Grace, a naszym ukochanym Luniem? Lecę dalej czytać ;***

    OdpowiedzUsuń