sobota, 6 kwietnia 2013

3. Szpieg


2487_a0df_350

***


   - Cholera, Rogaczu - Syriusz cisnął brudną szmatę do wody z mydlinami i usiadł ciężko pod ścianą. - Mam dosyć.
Druga noc szlabanu była zwykle tą, w którą obaj Huncwoci stawali się niebezpiecznie świadomi swojego uzależnienia od magii. Pozbawieni różdżek i zmuszeni do pracy w sposób iście mugolski, nudzili się naprawdę bardzo. Znudzony Huncwot jest  zaś złym, acz nader pomysłowym Huncwotem i tego - pomimo wieloletniej praktyki - Filch wciąż się nie nauczył.
- Nie zasłużyliśmy tym razem - James usiadł obok niego. - Cholerny Snape.
- Cholerna Evans - Łapa kiwnął głową.
Potter zerknął na niego i nuta złośliwości zabrzmiała w jego głosie.
- Myślałem, że ją polubiłeś.
- Nonsens - Syiusz wzruszył ramionami. - Dziewczyny nie są do lubienia, Rogaczu. Zapamiętaj to sobie.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu; James wydobył z kieszeni złoty znicz, puszczał go i łapał na zmianę.
- Która godzina? - Spytał wreszcie z niecierpliwym mlaśnięciem.
- Za pięć minut północ - odparł Łapa i wtedy - naprawdę równocześnie, choć ciężko w to uwierzyć - Huncwoci uśmiechnęli się szeroko w stronę wypolerowanego dobytku przeszłych pokoleń. - Myślisz o tym samym, co ja?
- Mhm - przytaknął Rogacz. Trzepnął ramię Blacka wierzchem dłoni, zatrzepotał rzęsami i zawołał cienkim głosem - Łapo, ty wariacie!
- Cóż, do Audrey ci daleko - obaj podnieśli się z podłogi.
Północ była w Hogwarcie dość osobliwą porą. Nie tylko dlatego, że o tej właśnie porze dwie trzecie oświetlających korytarzy pochodni gasło, pozwalając im pogrążyć się w półmroku. Nie tylko również dlatego, że szlaban za przebywanie poza dormitorium po dwunastej miał znacznie mniej przyjemny wymiar. Północ w zamku - tak jak i w wielu nawiedzonych miejscach na całym świecie - była zwana Godziną Duchów. A duchów, co powszechnie wiadomo, w Hogwarcie nie brakowało.
- Sir Nicholasie - mruknął Black, stając twarzą do ściany. - Sir Nicholaaaasie.
Choć oczywistym jest fakt, że duch wywołany równo o północy zjawia się na miejscu natychmiast, zapisany w etosie rycerskim honor jeszcze przez chwilę kazał pozostać Bezgłowemu Nickowi w ukryciu. Kiedy pokazał się zaś wreszcie, zrobił to z niesłychaną godnością - najpierw przez ścianę wśliznęła się do komnaty jedna stopa w schludnych, czystych butach, później druga, a za nią reszta eleganckiego ciała z niewielkim tylko zachwianiem na wysokości karku.
- Nadużywasz mojej cierpliwości, Syriuszu Black - rzekł duch z wyższością. Omiótł wzrokiem Łapę, lecz kiedy spojrzał na Jamesa, w jego srogiej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Wszyscy wiedzieli, że miał słabość do Rogacza.
- Wybacz mi, sir Nicholasie - odparł Łapa, szczerząc zęby. - Chciałem tylko zapytać, czy oby ostatnia łapówka dla Stowarzyszenia Jeźdźców Bez Głowy była wystarczająco wysoka.
Nick naburmuszył się - wyglądał wówczas ni mniej, ni więcej, jak wciśnięty w surdut dzieciak.
- Moje członkostwo zostało przedłużone do przyszłego roku - burknął wreszcie.
- Wspaniale! - Syriusz klasnął w dłonie teatralnym gestem, a James wciął się gładko do rozmowy:
- Może mógłbyś znaleźć klucz i otworzyć nam drzwi, Sir Nicholasie? - Duch zerknął na niego szybko i głowa zachybotała mu się w kryzie. - Byłoby szalenie miło z twojej strony, gdybyś zechciał nam pomóc.
Gdyby mógł, Nick zarumieniłby się pewnie teraz.
- Cóż, Potter - odchrząknął. - Nie dość krwi napsuliście już naszemu drogiemu woźnemu?
- Wrócimy przed świtem - rzekł James szybko. - Proszę, Sir Nicholasie. Potwornie tu nudno.
Duch westchnął i, mrucząc pod nosem, opuścił pomieszczenie na kilka minut. Wrócił z kluczem i różdżkami Huncwotów, ominął Blacka i podał to wszystko Jamesowi.
- Argus śpi - rzekł mężczyzna. - Musicie wrócić przed świtem, gdy przyjdzie was wypuścić.
Obaj chłopcy zasalutowali Nickowi żartobliwie. Pierwszy z Komnaty Pamięci wyszedł Rogacz, Łapa podążał tuż za nim.
- Black - duch zatrzymał Syiusza w ostatnim momencie. Pogładził zawiniętego komicznie wąsa i zmrużył oczy, patrząc na Gryfona, który stał już w drzwiach, szeroko uśmiechnięty. - Spotkałem po drodze Armando Dippeta. Jego portret wisi w gabinecie dyrektora.
Uśmiech spełzł z twarzy Blacka natychmiast. Syriusz wyprostował się, czujnym wzrokiem sprawdził, czy Rogacz odszedł wystarczająco daleko i zapytał:
- Już czas?
Bezgłowy Nick oparł się ramieniem o ścianę. Patrząc uważnie na Łapę przekrzywił lekko głowę, ta zaś ze zgoła niesmacznym dźwiękiem zsunęła mu się z karku. Syriusz nie był pewien, na ile duch Gryffindoru - podobnie jak reszta poddanych zamkowi postaci - był wtajemniczony przez Dumbledora w całą sprawę, podejrzewał jednak, że nie znał zbyt wielu szczegółów.
- Obawiam się, że tak, Black - odparł cicho, patrząc ponad ramieniem chłopaka na korytarz za nim. - Już czas.
I, gdy tak to mówił, w jego głosie brzmiał najszczerszy smutek.

    W zamku było cicho i pusto, jak zwykle zresztą - Hogwart zasypiał wraz z jego mieszkańcami. Idąc korytarzem Lily wiedziała jednak, że nie ma też równie żywego miejsca jak to. Potrzebowała sześciu długich lat i jeszcze kilku miesięcy, by zrozumieć, że magia jest równie realna jak władające nią istoty. Może właśnie dlatego Dumbledore ją wybrał. Nigdy nie powiedział tego wprost, ale tak - gdy Evans się nad tym zastanawiała, uznawała to za całkiem sensowne wyjaśnienie. Dumbledore wybrał właśnie ją, bo rozumiała, że magia to cholernie niebezpieczne stworzenie, które mieszka w każdym czarodzieju, i którą Hogwart ma za zadanie właściwie ukształtować. Magia była winna tylu porażek; począwszy od pojonych nienawiścią pierwszorocznych Ślizgonów, a skończywszy na Lordzie Voldemorcie. Składała w setkach niewłaściwych rąk potężną moc: jednym machnięciem różdżki każdy chodzący po Ziemi czarodziej mógł manipulować, torturować i zabijać. Każdy mógł zamienić książkę w sztylet, zegarek w kastet, a Lily wolała nie zastanawiać się nawet co by było, gdyby Śmierciożercy znali pojęcie karabinu maszynowego.
- To twoje pierwsze zadanie - oznajmił Albus Dumbledore kilka godzin wcześniej. - Nie ignoruj go, Lily, i pamiętaj: nikt niepożądany nie może cię dzisiaj zobaczyć.
- Jak mam... - głos ugrzązł Evans w gardle i wówczas w oczach dyrektora pojawił się ten sam błysk, który obok mądrego starca czynił go także niezwykle potężnym magiem.
- Wiesz doskonale,  co czuje do ciebie Severus Snape - rzekł spokojnie - a ja wiem, że jesteś na tyle inteligentna i na tyle przy tym silna, by potrafić to wykorzystać.
Tak więc była tutaj - piętro ponad plątaniną szkolnych lochów o dwunastej dwadzieścia w nocy. Przygotowywała się do wyjścia dłużej niż zazwyczaj; przebrała szkolną szatę na codzienne ubrania, a potem ze trzy razy jeszcze zmieniała zdanie. Zdecydowała się wreszcie na coś zupełnie z pozoru zwykłego, ale wymierzonego bezpośrednio w Severusa - dżinsy podkreślające jej szczupłe nogi i błękitną koszulkę, którą nosiła często na ich wakacyjnej wyprawie dwa lata wcześniej. Nie nałożyła makijażu, by wyglądać jeszcze niewinniej. Zjawiła się w umówionym miejscu kwadrans przed czasem po czym, usiadłszy pod ścianą, podciągnęła kolana pod brodę i ciasno objęła je ramionami.
Kiedy Dumbledore mówił, że jestem wystarczająco inteligentna i silna, by manipulować Severusem - myślała Lily z bezgraniczną pogardą - zapomniał dodać, że jestem też wystarczająco wielką do tego suką.
I może znienawidziłaby siebie jeszcze bardziej lub nawet, zjedzona przed wyrzuty sumienia, wycofałaby się z zadania w ostatnim momencie, gdyby jej rozmyślania nie zostały w tamtej chwili przerwane:
- Coś się stało, Lily? - Snape wypłynął zza rogu i ukucnął przy niej natychmiast, stroskany. - Co jest?
Była blada, a jej dłonie drżały - rozdarta wewnętrznie wyglądała nieomal tak żałośnie, jak gdyby płakała.
- Nic mi nie jest - wyjąkała, wiedząc przy tym doskonale, że Severus wcale jej nie uwierzy. Złapała go za rękę; ostatnio zdarzało się to bardzo rzadko i, wedle domysłów, kompletnie wybiła go tym z równowagi. - Czułam się fatalnie po tym, co ostatnio zrobiłam. Chciałam pogadać.
- To... - Snape płonął rumieńcem. Nie patrzył Lily w oczy, wzrok utkwił w ich złączonych dłoniach. - To nic. Nieważne.
- Nie, nie - dziewczyna zakołysała się na piętach i Severus pomógł jej wstać. Kiedy stali tak blisko naprzeciw siebie, Evans z zadowoleniem spostrzegła, że chłopak jest od niej o sporo wyższy. To świetnie, myślała, podczas gdy z udawaną niezręcznością objęła go na kilka sekund. - Przepraszam za wszystko - mruknęła miękko, ściągając usta w podkówkę.
- Naprawdę... - Snape głos miał słaby; odchrząknął, a oczy błysnęły mu podejrzliwie. - Jesteś pewna, że wszystko z tobą dobrze?
"Przesadziłaś", skarciło Lily jej nowe, szpiegowskie alter ego - wyjątkowo zimna kreatura, swoją drogą - i dziewczyna zwiesiła ramiona wzdłuż boków, odsuwając się od Severusa na odległość dużego kroku.
- Mogłeś nie przychodzić, jeśli nie chciałeś mnie widzieć -stwierdziła chłodno, o sto osiemdziesiąt stopni odwracając swoją taktykę.
- Nie, nie, to nie tak - zgodnie z przewidywaniami planu B, Severus wpadł w lekką panikę. - Przecież wiesz, że gdybym tylko mógł...
- Ale nie możesz - Lily weszła mu w słowo, posyłając płomienne spojrzenie. - Należymy do dwóch światów i  czas, żebym poznała twój.
Ślizgon nie od razu zrozumiał, o co właściwie prosi rudowłosa. Zamrugał kilka razy, a jego okrągłe źrenice powiększyły się nieco.
- Dlatego tutaj - westchnął, rozglądając się po ponurym korytarzu przy wschodnim zejściu do lochów.
- Tak - Lily zdecydowana już była na kontynuowanie ofensywy, ale dziwny wyraz na twarzy Snape'a skutecznie zamknął jej usta.
- Na Merlina, Lils - rzekł tamten cicho. - Czyś ty do reszty zgłupiała?
Oboje wiedzieli, że to kluczowy moment - Severus nieświadomie, Lily zaś świadomie aż do bólu. Trwało ułamek sekundy, zanim dziewczyna wybrała odpowiedź, jakiej powinna mu udzielić, a wówczas wplotła weń cały smutek, który w sobie miała:
- Nie widzę innego ratunku dla naszej przyjaźni.
I kiedy go mijała, łzy w jej oczach wcale nie były udawane. Uświadomiła sobie, że sięgnęła po broń uderzającą poniżej pasa, pogłębiając do granic odczuwaną do siebie pogardę.
- Zaczekaj - Snape znalazł się przy niej, gdy stanęła u wejścia do lochów. - Nie możesz...
Dostrzegł jej łzy i zabrakło mu słów.
- Zabroń mi - rzuciła przez zęby, wchodząc w gęstą ciemność podziemi.
Słyszała jego przekleństwa, ale nie zareagowała, gdy jeszcze przez jakiś czas próbował ją zatrzymać.
Polecenie Dumbledora było jasne - przeszukać wschodnią część lochów - i teraz, gdy Lily upadła we własnych oczach poniżej najniższego poziomu, nie pozostało jej już nic innego, jak wykonać zadanie.
A potem... potem może raz jeszcze odwiedzić Wieżę Astronomiczną, może spać do południa i zanurzyć się w książkach szkolnej biblioteki. Udawać, że wszystko jest w porządku tak mocno i długo, aż sama w to uwierzy.
Istnieć po prostu. W czerni wypełniającej lochy Lily słyszała teraz tylko swój własny, drżący oddech.

     Pełnia zbliżała się nieuchronnie i Remus czuł ją sobą całym - tym razem, jak mu się zdawało, mocniej niż kiedykolwiek. Zostały jeszcze cztery dni, ale już tydzień wcześniej chłopak był gotowy na odejście. Plecak, wypchany jego najgorszymi ubraniami oraz książkami, których wciąż nie przeczytał, albo które miał zamiar przeczytać dwudziesty raz, był spakowany i ukryty pod dolną częścią łóżka. Z łóżka zaś Lupin nie mógł tej nocy wstać i coś w owej bezsilności napełniało go lękiem. Nie był to strach, ale ten złośliwy, swędzący rodzaj lęku, jakby ktoś szeptał nieustannie: "wkrótce wydarzy się wszystko, czego się obawiasz, kotku". Więc Remus leżał w ciemności i słuchał tego szeptu, a kiedy prawie zapadał w sen, budził go potworny ból głowy - i tak w kółko.
Około północy chłopak zaczerpnął wreszcie tchu i, zacisnąwszy zęby mocno, podniósł się do pozycji siedzącej. Cieszył się, że reszta Huncwotów miała szlaban właśnie tej nocy. James i Syriusz byli jego najlepszymi przyjaciółmi, ale niezależnie od tego, jak bardzo próbowali mu pomóc z "futerkowym problemem" - nie mogli zrozumieć, przez co przechodził Lupin. Był on typem "cierpiącego w milczeniu", i to nie bynajmniej dlatego, że Lunatyk lubił się nad sobą użalać. Stał oto przed wyborem - krzyczeć, płakać, skręcać się z bólu i oczekiwać pomocy, czy też przechodzić przez to z zaciśniętymi zębami i godnością. Cóż, życie wystarczająco przećwiczyło Remusa Lupina przez ostatnie siedemnaście lat, by wskazać mu właściwy wybór.
A z resztą... Remus bardzo lubił ciszę.
Wstał. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa, usiadł więc ciężko na łóżku i wstał raz jeszcze. Serce trzepotało w piersi delikatnie, zatrzymywało się, a potem biło bez rytmu na nowo. Słyszał te ponaglające uderzenia, które, zdaje się, równie dobrze mogły być wskazówkami jego prywatnego zegara. Czas mu się kończył, jak stwierdzał z dziwną, spokojną pewnością.
Noc przeminie. Słońce wstanie. Kończy mi się czas. Ha, ha, ha.
Dormitorium. Pokój Wspólny. Korytarz, schody, a potem jeszcze kilka kolejnych korytarzy. W którymś momencie strzała bólu przebiła mu płuca i Remus upadł na posadzkę, wypuszczając z siebie całe powietrze. Miał z tej pozycji całkiem niezły widok na skrawek nocnego nieba rozciągniętego nad Hogwartem. Wróżyło dobrą pogodę. Lupin widział gwiazdy i zdawał sobie sprawę, że dziesięć czy piętnaście metrów dalej mógłby dostrzec także Księżyc. Kolejne pociągnięcie bólu - ognista pręga wzdłuż kręgosłupa. Odwrócił się na bok i zacisnął zęby na własnym przegubie. Pomfrey miała rację, powinien przyjść do niej wcześniej.
Ale nie, nie, wcześniej przecież nie mógł się zjawić (ręka bolała go porywiście w miejscu, gdzie się w nią wgryzł i był to ból do szaleństwa przyjemny). Za dnia ktoś mógłby go zobaczyć. Mógłby podejrzewać. Prefekt naczelny w Skrzydle Szpitalnym, też coś!
Później usłyszał jęk. Najpierw Remus pomyślał, że to on sam jęknął, ale dźwięk powtórzył się i był zdecydowanie bardziej odległy. Mógł dochodzić z niższego piętra - Lunatyk miał w tym czasie bardzo wyostrzone zmysły, pogodnego wieczora potrafił wyczuć padający o poranku deszcz i słyszał rzeczy, których zwykły człowiek nie miał prawa usłyszeć. Oprzytomniał nagle, zdrową ręką wyjął z kieszeni różdżkę i ruszył w kierunku jęku.
Adrenalina pozwoliła mu opanować się na jakiś czas, ale Lupin wiedział, że powinien się śpieszyć, była to wszakże bardzo krucha samokontrola.
Dotarł do źródła dźwięku w pół minuty; zatrzymał się nieopodal i nasłuchiwał. Dźwięk, który chłopak wziął początkowo za jęk, był w rzeczywistości słabym, cienkim głosikiem. Co dziwne, to nie jego brzmienie pierwsze wydało sie Remusowi znajome, a wiązanka przekleństw, która była nim płynnie wypowiadana. Lunatyk znał tylko jedną osobę, która potrafiła przeklinać w ten sposób.
- To chyba jakieś kpiny - wycedził, wychodząc zza rogu.
Stała tam, wsparta o ścianę, pochylona w przód Grace Bennett. Stała i wymiotowała gwałtownie.
- No nie - na jego widok wyprostowała się szybko, ale kolejna torsja rzuciła ją do przodu na nowo. - To ty.
Mimo półmroku Remus widział, że dziewczyna jest biała niczym kreda, a jej twarz błyszczy od potu i łez. Faza przedwilkołaczego szaleństwa wycofała się nawet głębiej do podświadomości, gdy spostrzegł, jak kolana Grace drżą.
- Co się dzieje? - Zapytał niespokojnie. Podszedł bliżej niej, ale nie miał dosyć odwagi, by ją dotknąć. - Co tu robisz?
- Szłam właśnie do Skrzydła Szpitalnego - odparła, nie patrząc mu w oczy. Kaszlnęła pojedynczo i zemdlona straciła równowagę, a Lupin odruchowo chwycił ją za przegub.
- Jezu - mruknął. Ugiął nogi, by schwycić ją mocniej. Kiedy ją trzymał, działo się w nim coś nieokreślonego - musiał usilnie przypominać sobie, że wciąż jest w samym centrum tej sytuacji i powinien odpowiednio zareagować. Z trudem odciągnął swoją uwagę od tego, jak krucha i bezbronna była wówczas Grace, i jak łatwo mógł ją zmiażdżyć jednym ruchem łap wilkołaka ukrytych w ludzkich dłoniach.
Potrzebował zastrzyku Pomfrey. Teraz.
- Idziemy - westchnął, podcinając Bennett nogi. Jej głowa bezwładnie opadła mu na ramię; dziewczyna zadrżała kilka razy i jakby zgasła, tracąc resztkę świadomości.
Była bardzo chora. Remus nie potrzebował wilkołaczych zmysłów, by to zrozumieć.
 Szybko dotarli do Skrzydła, w którym świata przygaszono, a łóżka stały nienagannie zaścielone. Pani Pomfrey wyszła im naprzeciw ze swojego kantorka, przez jej twarz zaś przemknęło całe spektrum emocji - od zgrozy, przez obawę, aż po profesjonalną rzeczowość.
- Połóż ja tutaj - poleciła pielęgniarka. Wskazała na najbliższą pryczę, bacznie obserwując twarz Lunatyka. Chłopak wiedział, czego szuka w jego obliczu.
- Spotkałem Grace po drodze - pośpieszył z wyjaśnieniami. - Wymiotowała dwa piętra wyżej. Twierdzi, że właśnie tutaj szła.
- Tak, Bennett jest... - Pomfrey potrząsnęła głową i zmusiła go, by się cofnął. Przyciągnąwszy parawan, zasłoniła nim drobną sylwetkę dziewczyny przed jego oczyma, ale Remus wciąż słyszał. Płytki oddech. Słaby puls. Zza parawanu dobiegł go głos pielęgniarki. - Usiądź, Lupin.
Rzeczywiście, chłopak ledwie trzymał się na nogach. Opadł na sąsiednią pryczę i żołądek podszedł mu do gardła. Naciągnął rękaw starej bluzy, ukrywając krwawy ślad zębów na swoim przegubie.
- Co z nią? - Zapytał po chwili.
Pomfrey wyłoniła się wtedy zza parawanu i stanęła przed nim z zaplecionymi rękoma.
- Wyjdzie z tego - odparła wymijająco. - Powiedz mi lepiej, jak ty się czujesz. 
Remus przesunął dłonią po twarzy i nawet zdobył się na słaby uśmiech, zanim skłamał mistrzowsko:
- Wszystko w porządku, pani Pomfrey - pielęgniarka łypnęła na niego nieufnie, uśmiechnął się więc jeszcze odrobinę szerzej. - Przyszedłem po zastrzyk, żeby uniknąć niespodzianek.
Przygotowała lek; strzykawka była duża, igła gruba, a sam płyn - brunatny. Przez pierwsze dwa lata pielęgniarka musiała unieruchamiać Lupina przed zabiegiem. Teraz chłopak uodpornił się już na ból. Zacisnął zęby, odwrócił wzrok i pozwolił, by Pomfrey wbiła się igłą w nasadę jego szyi.
- Zwiększyłam dawkę - powiedziała kobieta cicho. Spojrzeli sobie  w oczy.
Poppy Pomfrey wiedziała.
- Dziękuję - szepnął prawie bezgłośnie.
Wówczas też lek zaczął działać. Remusowi zaszumiało w głowie, napięte mięśnie rozluźniły się i chłopak otworzył usta, by się pożegnać, jednak wtedy...
- Uważaj na siebie! - rzuciła za nim pielęgniarka, ale chyba wcale jej nie usłyszał. Przeszedł obojętnie pomiędzy podwójnym szeregiem łóżek i opuścił Skrzydło.
Nie czuł. Nie czuł niczego. Raz jeszcze - schody i korytarze, jeden za drugim, aż do znużenia.
Na Mapie zobaczył, że Huncwotom udało się zerwać ze szlabanu. Przystanął przy jednym z kamiennych gargulców i roześmiał się, zanim jednak śmiech przebrzmiał w przestrzeni, Remus nie pamiętał już, co go tak właściwie rozbawiło.
Biblioteka. Będą go szukać i tam go znajdą, ale nie spostrzegą, że znaleźli tylko pustą, beznamiętną atrapę.
- Wiedziałem - uśmiechnął się znad książki na widok przyjaciół. Zamrugał, zaskoczony nieco. Nie pamiętał drogi do działu ksiąg zakazanych, faktem było jednak, że trafił doskonale - od zawsze żywił upodobania do tego miejsca, a jako prefekt naczelny miał do niego także legalny dostęp.
- Strasznie tu - Potter usiadł naprzeciw i ściągnął brwi. - Zachowujesz się jak jakiś wilkołak, czy coś w tym stylu.
Twarz Lunatyka najpierw poszarzała, ale trwało to tylko ułamek sekundy - później chłopak zachichotał cicho.
- Wilkołak, jeszcze czego - Remus zatrzasnął czytany przez siebie wolumin i zgarnął go do torby, zwracając się do Syriusza. - Jak udało się wam wyjść?
Ale Blacka nie było tam, gdzie jeszcze chwilę temu stał z założonymi w tył dłońmi - ani jego, ani Mapy Huncwotów, którą musiał porwać wcześniej niepostrzeżenie.
- To bardzo dziwna noc - szepnął Lunatyk, patrząc na srebrzysty okrąg wznoszący się daleko za oknem.
Później biblioteka także wyparowała i Remus znalazł się we własnym dormitorium. Była trzecia w nocy; James siedział obok, próbował namówić go na partyjkę szachów. Lupin miał na sobie swoje stare piżamy, choć nie przypominał sobie, by zdejmował szkolną szatę, a po głowie chodziła mu drżąca ze słabości Grace Bennett.
- To bardzo dziwna noc - powtórzył, odwrócił się na drugi bok i zasnął głęboko.
Pomfrey wiedziała, co robi. Nie obudził się aż do południa.

    Syriusz zamknął drzwi schowka na miotły i musiał przyznać przed samym sobą, że zrobił to w ostatnim momencie - zdążył zniknąć z korytarza tuż przed tym, jak przecięła go miękko Pani Norris. Chłopak odetchnął głęboko i usiadł na wiadrze odwróconym dnem do góry. Uspokoił oddech z pewnym trudem. Adrenalina obmyła go jak fala, która nadeszła nagle i odpłynęła zaraz. Był z siebie poniekąd dumny - wskazówki Dumbledora działały, Łapa panował nad sobą coraz lepiej.
Dyrektor pierwszy raz wezwał go do siebie w czerwcu ubiegłego roku. Był to okres, w którym Syriusz, choć powszechnie uważany za zdolnego czarodzieja, nie przywiązywał wielkiej wagi do ocen, a jego kartoteka dosłownie pękała w szwach. McGonagall prawie regularnie odbywała z nim wychowawcze rozmowy, w końcu jednak i ona zrozumiała, że twardy charakter Łapy nie jest skłonny do zmian pod wpływem presji otoczenia. Mniej więcej trzy tygodnie po ostatniej wizycie u opiekunki Gryffinforu - dwa szlabany i jeden nieoddany esej później - Black otrzymał zaproszenie na rozmowę od samego dyrektora. I nie była to bynajmniej rozmowa, jakiej się spodziewał.
Koniec przerwy. Chłopak uderzył różdżką w powierzchnię Mapy i mlasnął niecierpliwie językiem, jakby mógł tym przyśpieszyć rysujące się nań kształty. Już w bibliotece zauważył dziwną aktywność w okolicach lochów i uznał ją za doskonałe zrządzenie losu - paru przejrzanych Ślizgonów i wykonanie zadania dla Dumbledora za jednym zamachem, ot co.
- Sprawdzisz wschodnią część lochów - rzekł dyrektor poprzedniego wieczora. Był to kolejny pogodny wieczór września, ale pogodność ta nijak nie udzielała się na twarzy starca. Syriusz odwrócił od niego wzrok, nie zdołał jednak ukryć gwałtownej, palącej emocji, która nim zawładnęła. - Myślisz, że jesteś gotowy, Syriuszu?
- Oczywiście - Black zacisnął pięść i rozprostował palce. - Jasne, że jestem gotowy, profesorze.
I tak, był gotowy - być może nie był gotów bardziej jeszcze nigdy wcześniej. Albus pracował nad nim przez wiele miesięcy. Pracował nad agresywną siłą Łapy, a jego starania - początkowo, jak się Syriuszowi zdawało, do cna naiwne - sprawiły ostatecznie, że dyrektor zdobył w Blacku oddanego mu sojusznika.
Mapa była już kompletna.
- Lumos - Łapa pochylił się niżej nad jej lewym dolnym rogiem i nie musiał szukać długo tego, co spostrzegł w bibliotece już kilkanaście minut wcześniej.
Ruch w lochach, które chłopak miał sprawdzić, nie był jednak wcale tym, czego się spodziewał.
- Co ty kombinujesz, Evans? - Mruknął, mrużąc oczy.
Poczuł chłód. Uczucie to rozprysło się we wszystkich kierunkach w jego ciele, jak ostre kawałeczki niematerialnego szkła.
Wstał, ale coś jeszcze na chwilę zatrzymało go w miejscu.
Spojrzał na Mapę i wiedział teraz - tak, wszystko do siebie pasowało, jak mógł wcześniej tego nie zauważyć?
Lily Evans - prefekt naczelna Gryffindoru, wybranka Rogacza i pierwsza dziewczyna, którą Syriusz uznał za potencjalnie wartościową - ta sama właśnie Lily Evans była... szpiegiem Ślizgonów.












15 komentarzy:

  1. Cieszę się, że napisałaś, czekałam na ten rozdział. Rozbawiło mnie początkowe zachowanie Huncwotów i sytuacja z sir Nicholasem. Potem było mi żal Lupina, który męczy się ze swoim problemem, i Grace, narkomanki. Poza tym Lily musi wykorzystać Severusa i dlatego też jego mi jest szkoda. Domyślam się, że w następny rozdziale Syriusz i Lily na siebie wpadną. Nie mogę się doczekać. Pozdrawiam.
    [corka-glizdogona]

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie z kolei najbardziej rozbawiła końcówka - podejrzenie Blacka jakoby Evans miała być szpiegiem Ślizgonów. Twój Dumbledore wydaje się nieco inny niż w książce, ciekawy wątek stanowią również zadania, jakie powierza Blackowi i Evans, jeszcze się z czymś takim nigdzie nie spotkałam. Radziłabym jeszcze raz przeczytać tekst po gdzieniegdzie wkradły się błędy typu "który" zamiast "które", czyli generalnie zła odmiana słowa, albo jakieś pojedyncze literówki.

    OdpowiedzUsuń
  3. WoW! Dobre...Świetne...
    Piszesz niesamowicie, tak prawdziwie, bez cukierkowych rozterek. Sprawiasz, że cieszę się i cierpię z Twoimi bohaterami.
    Twój Syriusz jest taki realny. "Ubierz się z łaski swojej i spieprzaj " To mnie dotknęło do żywego. I to że Grace jest narkomanką. Oni mają takie realne problemy.
    Ten Blog mnie poruszył, czekam zniecierpliwieniem na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero co trafiłam na Twój blog i już jestem nim zauroczona. Nie piszesz jak reszta znanych mi autorek - z postów wyziera dojrzałość i jakiś przykry realizm. Narkomanka w Hogwarcie? Tego jeszcze nie było :) Czekam na kolejną notkę!

    OdpowiedzUsuń
  5. przeczytałam, choć początkowo sama nie wiedziałam, czy chcę czytać o takim pariongu. Uwielbiam Syriusza, uwielbiam go, ale Jamesa mimo wszystko też lubię i zawsze raczej jestem za tym, żeby był z Lily, mimo iż jej samej początkowo przynajmniej, kiedy zazwyczaj jest arogancką niesprawiedliwą kujonką, nie lubię. ale mimo wszystko, po przecyztaniu prologu, postanowiłam zostąć, ponieważ bardzo mnie zaintrygował - kocha dwóch mężczyzn, z jednym jest w ciąży... plus wojna. a później, już z samym początkiem,kiedy opisywałaś, jak Severus bardzo lubi patrzeć we włosy Lily, to już wtedy wiedziałam, że cąłe szczęście, że postanowiłam spróbować. Snape'a też lubię tak z reguły. Opowiadanie jest nietuzinkowe, nie tylko dlatego, że stawiasz Lily między trzema facetami, ale również ze względu na postać Grace. Mam wrażenie, że pielęgniarka wie, ocb, więc trochę mnie dziwi,. że chyba nikt inny nie ogarnia. nei spodziewałam się czegoś takiego, myślalała, że może anoreksja... Lily chyba nie jest aż tak dobrą przyjaciółkją, tzn. serio, nic nie zauważyła? Mam nadzieję, że Remus ją z wtego wyuciągnie. Włąściwie w tych trzech rozdziąłach jest jeden fragment, w którym trochę poplątałaś pewnie taki był zamysł, bo w końcu zastrzyk Pomfrey tak miał na Lupina zadziałać, ale serio nie zrozumiałam, co takiego sie mu stało... rpzecież i tak musiał się przmeienic, prawda? jeszcze nie ma tego mega leku na przemiany? ponadto kwestia wojny, lubię jak ją się porusza, i tego, ze Dumbledore ma kilka postaci, które dziąłają tak samo... ale nie przewidział chyba, jak nmoże to wyglądać z boku. mam nadzieję, że Black nie rzuci na Lily jakiegoś zaklęcia czy coś xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojejejejejej <3. Cudowny. Niemal płakałam razem z Lily, gdy ta musiała okłamać Severusa. I Remus i Grace...Mam wrażenie, że między nimi coś jeszcze zajdzie, może pomoże jej wyjść z nałogu? Ooo i Syriusz podejrzewa, że Lily jest szpiegiem, zresztą słusznie. Co tu dużo mówić, cieszę się, że trafiłam na twojego bloga. Czekam na następne i dodaję twojego bloga do obserwowanych oraz na listę czytanych blogów na moim blogu, Fremionelicious, gdzie serdecznie cię zapraszam.
    Pozdrawiam i Życzę Weny,
    Honeyed Girl.

    OdpowiedzUsuń
  7. KOBIETO WRACAJ !
    Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem - szukałam czegoś do czytania w jakimś katalogu. Zainteresował mnie krótki opis bloga.. Muszę przyznać, że miałaś potwornie oryginalny pomysł. Kręcę się wokół blogów potterowskich, ale nigdy nie spotkałam paringu - Syriusz&Lily. Potwornie mnie to zainteresowało. Dlaczego nie? Kujonka i łobuz, którzy mimo wszystko, mają ze sobą trochę wspólnego. Umieram z ciekawości, jak to potoczy się dalej. Lily u Ciebie jest trochę irytująca, ale Syriusz za to jest naprawdę interesujący :D Oboje stają się szpiegami Dumbledore'a. Hm, rozbawiło mnie ostatnie zdanie :D Jak Syriusz będzie się teraz względem Lily zachowywał?
    Twój styl pisania jest świetny. Piszesz lekko, chce się to czytać : )
    Czekam na kolejne notki. Sporo czasu minęło od Twojej ostatniej, ale mam nadzieję, że się nie poddałaś !
    Dodaje do obserwowanych i do linków na moim blogu (jeśli masz ochotę, wpadnij : http://zielony-feniks.blogspot.com/ )
    Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten pairing jest mimo wszystko podobny do fremione, nieprawdaż? Łobuz i kujonka...
      niby banalny pomysł (mówię o połączeniu łobuza i kujonki, bo pomysł na to, żeby byli szpiegami i w ogóle całość jest ŚWIETNE), a potrafisz przedstawić go w takim świetle, że...
      piszesz bardzo dojrzale, chyba najbardziej dojrzale ze wszystkich fanfiction jakie kiedykolwiek czytałam,a czytałam ich sporo :D

      Usuń
  8. Fly kiedy do nas wrócisz?:(

    OdpowiedzUsuń
  9. Fly proszę Cię odezwij się. Naprawdę jestem tak zakochana w Syriuszu i Lily ( nie wiem skąd ta obsesja), a blogu o nich nie ma żadnego. Dziś natrafiłam na twój i te 3 rozdziały pochłonęłam w pół godziny. Wróć proszę, bo piszesz cudownie.
    Nie umiem wyrazić tego co czuje. Niesamowite żaden blog nie spodobał mi się jak TEN tylko po 3 rozdziałach.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie marnuj swego talentu przeszacowna autorko, napisz ten 4 rozdział dla nas:) mam nadzieję że jeszcze o nas pamiętasz!

    OdpowiedzUsuń
  11. Fly wróć do nas... Tak pięknie się zapowiadało:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ojejku. To wspaniała wiadomość, że nowy rozdział jednak się pojawi. Mogłabyś przybliżyć nam kiedy mniej więcej pojawi się post?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że już w tym, a przypuszczam, że najdalej do końca przyszłego tygodnia :) Jesteście dla mnie niesamowitą motywacją - nie miałam pojęcia, że ktoś jeszcze czeka, aż przypadkowo nie weszłam na onetowską pocztę.

      Usuń