***
- Cholera,
Rogaczu - Syriusz cisnął brudną szmatę do wody z mydlinami i usiadł ciężko pod
ścianą. - Mam dosyć.
Druga noc
szlabanu była zwykle tą, w którą obaj Huncwoci stawali się niebezpiecznie
świadomi swojego uzależnienia od magii. Pozbawieni różdżek i zmuszeni do pracy
w sposób iście mugolski, nudzili się naprawdę bardzo. Znudzony Huncwot
jest zaś złym, acz nader pomysłowym
Huncwotem i tego - pomimo wieloletniej praktyki - Filch wciąż się nie nauczył.
- Nie
zasłużyliśmy tym razem - James usiadł obok niego. - Cholerny Snape.
- Cholerna
Evans - Łapa kiwnął głową.
Potter
zerknął na niego i nuta złośliwości zabrzmiała w jego głosie.
- Myślałem,
że ją polubiłeś.
- Nonsens -
Syiusz wzruszył ramionami. - Dziewczyny nie są do lubienia, Rogaczu. Zapamiętaj
to sobie.
Siedzieli
przez chwilę w milczeniu; James wydobył z kieszeni złoty znicz, puszczał go i
łapał na zmianę.
- Która
godzina? - Spytał wreszcie z niecierpliwym mlaśnięciem.
- Za pięć
minut północ - odparł Łapa i wtedy - naprawdę równocześnie, choć ciężko w to
uwierzyć - Huncwoci uśmiechnęli się szeroko w stronę wypolerowanego dobytku
przeszłych pokoleń. - Myślisz o tym samym, co ja?
- Mhm -
przytaknął Rogacz. Trzepnął ramię Blacka wierzchem dłoni, zatrzepotał rzęsami i
zawołał cienkim głosem - Łapo, ty wariacie!
- Cóż, do
Audrey ci daleko - obaj podnieśli się z podłogi.
Północ była
w Hogwarcie dość osobliwą porą. Nie tylko dlatego, że o tej właśnie porze dwie
trzecie oświetlających korytarzy pochodni gasło, pozwalając im pogrążyć się w
półmroku. Nie tylko również dlatego, że szlaban za przebywanie poza dormitorium
po dwunastej miał znacznie mniej przyjemny wymiar. Północ w zamku - tak jak i w
wielu nawiedzonych miejscach na całym świecie - była zwana Godziną Duchów. A
duchów, co powszechnie wiadomo, w Hogwarcie nie brakowało.
- Sir
Nicholasie - mruknął Black, stając twarzą do ściany. - Sir Nicholaaaasie.
Choć oczywistym
jest fakt, że duch wywołany równo o północy zjawia się na miejscu natychmiast,
zapisany w etosie rycerskim honor jeszcze przez chwilę kazał pozostać
Bezgłowemu Nickowi w ukryciu. Kiedy pokazał się zaś wreszcie, zrobił to z
niesłychaną godnością - najpierw przez ścianę wśliznęła się do komnaty jedna
stopa w schludnych, czystych butach, później druga, a za nią reszta
eleganckiego ciała z niewielkim tylko zachwianiem na wysokości karku.
- Nadużywasz
mojej cierpliwości, Syriuszu Black - rzekł duch z wyższością. Omiótł wzrokiem
Łapę, lecz kiedy spojrzał na Jamesa, w jego srogiej twarzy pojawił się cień
uśmiechu. Wszyscy wiedzieli, że miał słabość do Rogacza.
- Wybacz mi,
sir Nicholasie - odparł Łapa, szczerząc zęby. - Chciałem tylko zapytać, czy oby
ostatnia łapówka dla Stowarzyszenia Jeźdźców Bez Głowy była wystarczająco wysoka.
Nick
naburmuszył się - wyglądał wówczas ni mniej, ni więcej, jak wciśnięty w surdut
dzieciak.
- Moje
członkostwo zostało przedłużone do przyszłego roku - burknął wreszcie.
- Wspaniale!
- Syriusz klasnął w dłonie teatralnym gestem, a James wciął się gładko do
rozmowy:
- Może
mógłbyś znaleźć klucz i otworzyć nam drzwi, Sir Nicholasie? - Duch zerknął na
niego szybko i głowa zachybotała mu się w kryzie. - Byłoby szalenie miło z
twojej strony, gdybyś zechciał nam pomóc.
Gdyby mógł,
Nick zarumieniłby się pewnie teraz.
- Cóż,
Potter - odchrząknął. - Nie dość krwi napsuliście już naszemu drogiemu woźnemu?
- Wrócimy
przed świtem - rzekł James szybko. - Proszę, Sir Nicholasie. Potwornie tu
nudno.
Duch
westchnął i, mrucząc pod nosem, opuścił pomieszczenie na kilka minut. Wrócił z
kluczem i różdżkami Huncwotów, ominął Blacka i podał to wszystko Jamesowi.
- Argus śpi
- rzekł mężczyzna. - Musicie wrócić przed świtem, gdy przyjdzie was wypuścić.
Obaj chłopcy
zasalutowali Nickowi żartobliwie. Pierwszy z Komnaty Pamięci wyszedł Rogacz,
Łapa podążał tuż za nim.
- Black -
duch zatrzymał Syiusza w ostatnim momencie. Pogładził zawiniętego komicznie
wąsa i zmrużył oczy, patrząc na Gryfona, który stał już w drzwiach, szeroko
uśmiechnięty. - Spotkałem po drodze Armando Dippeta. Jego portret wisi w
gabinecie dyrektora.
Uśmiech
spełzł z twarzy Blacka natychmiast. Syriusz wyprostował się, czujnym wzrokiem
sprawdził, czy Rogacz odszedł wystarczająco daleko i zapytał:
- Już czas?
Bezgłowy
Nick oparł się ramieniem o ścianę. Patrząc uważnie na Łapę przekrzywił lekko
głowę, ta zaś ze zgoła niesmacznym dźwiękiem zsunęła mu się z karku. Syriusz
nie był pewien, na ile duch Gryffindoru - podobnie jak reszta poddanych zamkowi
postaci - był wtajemniczony przez Dumbledora w całą sprawę, podejrzewał jednak,
że nie znał zbyt wielu szczegółów.
- Obawiam
się, że tak, Black - odparł cicho, patrząc ponad ramieniem chłopaka na korytarz
za nim. - Już czas.
I, gdy tak to
mówił, w jego głosie brzmiał najszczerszy smutek.
W zamku było
cicho i pusto, jak zwykle zresztą - Hogwart zasypiał wraz z jego mieszkańcami.
Idąc korytarzem Lily wiedziała jednak, że nie ma też równie żywego miejsca jak
to. Potrzebowała sześciu długich lat i jeszcze kilku miesięcy, by zrozumieć, że
magia jest równie realna jak władające nią istoty. Może właśnie dlatego
Dumbledore ją wybrał. Nigdy nie powiedział tego wprost, ale tak - gdy Evans się
nad tym zastanawiała, uznawała to za całkiem sensowne wyjaśnienie. Dumbledore
wybrał właśnie ją, bo rozumiała, że magia to cholernie niebezpieczne
stworzenie, które mieszka w każdym czarodzieju, i którą Hogwart ma za zadanie
właściwie ukształtować. Magia była winna tylu porażek; począwszy od pojonych
nienawiścią pierwszorocznych Ślizgonów, a skończywszy na Lordzie Voldemorcie.
Składała w setkach niewłaściwych rąk potężną moc: jednym machnięciem różdżki
każdy chodzący po Ziemi czarodziej mógł manipulować, torturować i zabijać.
Każdy mógł zamienić książkę w sztylet, zegarek w kastet, a Lily wolała nie
zastanawiać się nawet co by było, gdyby Śmierciożercy znali pojęcie karabinu
maszynowego.
- To twoje
pierwsze zadanie - oznajmił Albus Dumbledore kilka godzin wcześniej. - Nie
ignoruj go, Lily, i pamiętaj: nikt niepożądany nie może cię dzisiaj zobaczyć.
- Jak mam...
- głos ugrzązł Evans w gardle i wówczas w oczach dyrektora pojawił się ten sam
błysk, który obok mądrego starca czynił go także niezwykle potężnym magiem.
- Wiesz
doskonale, co czuje do ciebie Severus
Snape - rzekł spokojnie - a ja wiem, że jesteś na tyle inteligentna i na tyle
przy tym silna, by potrafić to wykorzystać.
Tak więc
była tutaj - piętro ponad plątaniną szkolnych lochów o dwunastej dwadzieścia w
nocy. Przygotowywała się do wyjścia dłużej niż zazwyczaj; przebrała szkolną
szatę na codzienne ubrania, a potem ze trzy razy jeszcze zmieniała zdanie.
Zdecydowała się wreszcie na coś zupełnie z pozoru zwykłego, ale wymierzonego
bezpośrednio w Severusa - dżinsy podkreślające jej szczupłe nogi i błękitną
koszulkę, którą nosiła często na ich wakacyjnej wyprawie dwa lata wcześniej.
Nie nałożyła makijażu, by wyglądać jeszcze niewinniej. Zjawiła się w umówionym
miejscu kwadrans przed czasem po czym, usiadłszy pod ścianą, podciągnęła kolana
pod brodę i ciasno objęła je ramionami.
Kiedy
Dumbledore mówił, że jestem wystarczająco inteligentna i silna, by manipulować
Severusem - myślała Lily z bezgraniczną pogardą - zapomniał dodać, że jestem
też wystarczająco wielką do tego suką.
I może
znienawidziłaby siebie jeszcze bardziej lub nawet, zjedzona przed wyrzuty
sumienia, wycofałaby się z zadania w ostatnim momencie, gdyby jej rozmyślania
nie zostały w tamtej chwili przerwane:
- Coś się
stało, Lily? - Snape wypłynął zza rogu i ukucnął przy niej natychmiast,
stroskany. - Co jest?
Była blada,
a jej dłonie drżały - rozdarta wewnętrznie wyglądała nieomal tak żałośnie, jak
gdyby płakała.
- Nic mi nie
jest - wyjąkała, wiedząc przy tym doskonale, że Severus wcale jej nie uwierzy.
Złapała go za rękę; ostatnio zdarzało się to bardzo rzadko i, wedle domysłów,
kompletnie wybiła go tym z równowagi. - Czułam się fatalnie po tym, co ostatnio
zrobiłam. Chciałam pogadać.
- To... -
Snape płonął rumieńcem. Nie patrzył Lily w oczy, wzrok utkwił w ich złączonych
dłoniach. - To nic. Nieważne.
- Nie, nie -
dziewczyna zakołysała się na piętach i Severus pomógł jej wstać. Kiedy stali
tak blisko naprzeciw siebie, Evans z zadowoleniem spostrzegła, że chłopak jest
od niej o sporo wyższy. To świetnie, myślała, podczas gdy z udawaną
niezręcznością objęła go na kilka sekund. - Przepraszam za wszystko - mruknęła
miękko, ściągając usta w podkówkę.
- Naprawdę...
- Snape głos miał słaby; odchrząknął, a oczy błysnęły mu podejrzliwie. - Jesteś
pewna, że wszystko z tobą dobrze?
"Przesadziłaś",
skarciło Lily jej nowe, szpiegowskie alter ego - wyjątkowo zimna kreatura,
swoją drogą - i dziewczyna zwiesiła ramiona wzdłuż boków, odsuwając się od
Severusa na odległość dużego kroku.
- Mogłeś nie
przychodzić, jeśli nie chciałeś mnie widzieć -stwierdziła chłodno, o sto
osiemdziesiąt stopni odwracając swoją taktykę.
- Nie, nie,
to nie tak - zgodnie z przewidywaniami planu B, Severus wpadł w lekką panikę. -
Przecież wiesz, że gdybym tylko mógł...
- Ale nie
możesz - Lily weszła mu w słowo, posyłając płomienne spojrzenie. - Należymy do
dwóch światów i czas, żebym poznała
twój.
Ślizgon nie
od razu zrozumiał, o co właściwie prosi rudowłosa. Zamrugał kilka razy, a jego
okrągłe źrenice powiększyły się nieco.
- Dlatego
tutaj - westchnął, rozglądając się po ponurym korytarzu przy wschodnim zejściu
do lochów.
- Tak - Lily
zdecydowana już była na kontynuowanie ofensywy, ale dziwny wyraz na twarzy
Snape'a skutecznie zamknął jej usta.
- Na
Merlina, Lils - rzekł tamten cicho. - Czyś ty do reszty zgłupiała?
Oboje
wiedzieli, że to kluczowy moment - Severus nieświadomie, Lily zaś świadomie aż
do bólu. Trwało ułamek sekundy, zanim dziewczyna wybrała odpowiedź, jakiej
powinna mu udzielić, a wówczas wplotła weń cały smutek, który w sobie miała:
- Nie widzę
innego ratunku dla naszej przyjaźni.
I kiedy go
mijała, łzy w jej oczach wcale nie były udawane. Uświadomiła sobie, że sięgnęła
po broń uderzającą poniżej pasa, pogłębiając do granic odczuwaną do siebie
pogardę.
- Zaczekaj -
Snape znalazł się przy niej, gdy stanęła u wejścia do lochów. - Nie możesz...
Dostrzegł
jej łzy i zabrakło mu słów.
- Zabroń mi
- rzuciła przez zęby, wchodząc w gęstą ciemność podziemi.
Słyszała
jego przekleństwa, ale nie zareagowała, gdy jeszcze przez jakiś czas próbował
ją zatrzymać.
Polecenie
Dumbledora było jasne - przeszukać wschodnią część lochów - i teraz, gdy Lily
upadła we własnych oczach poniżej najniższego poziomu, nie pozostało jej już
nic innego, jak wykonać zadanie.
A potem...
potem może raz jeszcze odwiedzić Wieżę Astronomiczną, może spać do południa i
zanurzyć się w książkach szkolnej biblioteki. Udawać, że wszystko jest w
porządku tak mocno i długo, aż sama w to uwierzy.
Istnieć po
prostu. W czerni wypełniającej lochy Lily słyszała teraz tylko swój własny,
drżący oddech.
Pełnia
zbliżała się nieuchronnie i Remus czuł ją sobą całym - tym razem, jak mu się
zdawało, mocniej niż kiedykolwiek. Zostały jeszcze cztery dni, ale już tydzień
wcześniej chłopak był gotowy na odejście. Plecak, wypchany jego najgorszymi
ubraniami oraz książkami, których wciąż nie przeczytał, albo które miał zamiar
przeczytać dwudziesty raz, był spakowany i ukryty pod dolną częścią łóżka. Z
łóżka zaś Lupin nie mógł tej nocy wstać i coś w owej bezsilności napełniało go
lękiem. Nie był to strach, ale ten złośliwy, swędzący rodzaj lęku, jakby ktoś
szeptał nieustannie: "wkrótce wydarzy się wszystko, czego się obawiasz,
kotku". Więc Remus leżał w ciemności i słuchał tego szeptu, a kiedy prawie
zapadał w sen, budził go potworny ból głowy - i tak w kółko.
Około
północy chłopak zaczerpnął wreszcie tchu i, zacisnąwszy zęby mocno, podniósł
się do pozycji siedzącej. Cieszył się, że reszta Huncwotów miała szlaban
właśnie tej nocy. James i Syriusz byli jego najlepszymi przyjaciółmi, ale
niezależnie od tego, jak bardzo próbowali mu pomóc z "futerkowym
problemem" - nie mogli zrozumieć, przez co przechodził Lupin. Był on typem
"cierpiącego w milczeniu", i to nie bynajmniej dlatego, że Lunatyk
lubił się nad sobą użalać. Stał oto przed wyborem - krzyczeć, płakać, skręcać
się z bólu i oczekiwać pomocy, czy też przechodzić przez to z zaciśniętymi
zębami i godnością. Cóż, życie wystarczająco przećwiczyło Remusa Lupina przez
ostatnie siedemnaście lat, by wskazać mu właściwy wybór.
A z
resztą... Remus bardzo lubił ciszę.
Wstał. Nogi
odmówiły mu posłuszeństwa, usiadł więc ciężko na łóżku i wstał raz jeszcze.
Serce trzepotało w piersi delikatnie, zatrzymywało się, a potem biło bez rytmu
na nowo. Słyszał te ponaglające uderzenia, które, zdaje się, równie dobrze
mogły być wskazówkami jego prywatnego zegara. Czas mu się kończył, jak
stwierdzał z dziwną, spokojną pewnością.
Noc
przeminie. Słońce wstanie. Kończy mi się czas. Ha, ha, ha.
Dormitorium.
Pokój Wspólny. Korytarz, schody, a potem jeszcze kilka kolejnych korytarzy. W
którymś momencie strzała bólu przebiła mu płuca i Remus upadł na posadzkę,
wypuszczając z siebie całe powietrze. Miał z tej pozycji całkiem niezły widok
na skrawek nocnego nieba rozciągniętego nad Hogwartem. Wróżyło dobrą pogodę.
Lupin widział gwiazdy i zdawał sobie sprawę, że dziesięć czy piętnaście metrów
dalej mógłby dostrzec także Księżyc. Kolejne pociągnięcie bólu - ognista pręga
wzdłuż kręgosłupa. Odwrócił się na bok i zacisnął zęby na własnym przegubie.
Pomfrey miała rację, powinien przyjść do niej wcześniej.
Ale nie,
nie, wcześniej przecież nie mógł się zjawić (ręka bolała go porywiście w
miejscu, gdzie się w nią wgryzł i był to ból do szaleństwa przyjemny). Za dnia
ktoś mógłby go zobaczyć. Mógłby podejrzewać. Prefekt naczelny w Skrzydle
Szpitalnym, też coś!
Później
usłyszał jęk. Najpierw Remus pomyślał, że to on sam jęknął, ale dźwięk
powtórzył się i był zdecydowanie bardziej odległy. Mógł dochodzić z niższego
piętra - Lunatyk miał w tym czasie bardzo wyostrzone zmysły, pogodnego wieczora
potrafił wyczuć padający o poranku deszcz i słyszał rzeczy, których zwykły
człowiek nie miał prawa usłyszeć. Oprzytomniał nagle, zdrową ręką wyjął z
kieszeni różdżkę i ruszył w kierunku jęku.
Adrenalina
pozwoliła mu opanować się na jakiś czas, ale Lupin wiedział, że powinien się
śpieszyć, była to wszakże bardzo krucha samokontrola.
Dotarł do
źródła dźwięku w pół minuty; zatrzymał się nieopodal i nasłuchiwał. Dźwięk,
który chłopak wziął początkowo za jęk, był w rzeczywistości słabym, cienkim
głosikiem. Co dziwne, to nie jego brzmienie pierwsze wydało sie Remusowi
znajome, a wiązanka przekleństw, która była nim płynnie wypowiadana. Lunatyk
znał tylko jedną osobę, która potrafiła przeklinać w ten sposób.
- To chyba
jakieś kpiny - wycedził, wychodząc zza rogu.
Stała tam,
wsparta o ścianę, pochylona w przód Grace Bennett. Stała i wymiotowała
gwałtownie.
- No nie -
na jego widok wyprostowała się szybko, ale kolejna torsja rzuciła ją do przodu
na nowo. - To ty.
Mimo
półmroku Remus widział, że dziewczyna jest biała niczym kreda, a jej twarz
błyszczy od potu i łez. Faza przedwilkołaczego szaleństwa wycofała się nawet
głębiej do podświadomości, gdy spostrzegł, jak kolana Grace drżą.
- Co się
dzieje? - Zapytał niespokojnie. Podszedł bliżej niej, ale nie miał dosyć
odwagi, by ją dotknąć. - Co tu robisz?
- Szłam
właśnie do Skrzydła Szpitalnego - odparła, nie patrząc mu w oczy. Kaszlnęła
pojedynczo i zemdlona straciła równowagę, a Lupin odruchowo chwycił ją za
przegub.
- Jezu -
mruknął. Ugiął nogi, by schwycić ją mocniej. Kiedy ją trzymał, działo się w nim
coś nieokreślonego - musiał usilnie przypominać sobie, że wciąż jest w samym
centrum tej sytuacji i powinien odpowiednio zareagować. Z trudem odciągnął
swoją uwagę od tego, jak krucha i bezbronna była wówczas Grace, i jak łatwo
mógł ją zmiażdżyć jednym ruchem łap wilkołaka ukrytych w ludzkich dłoniach.
Potrzebował
zastrzyku Pomfrey. Teraz.
- Idziemy -
westchnął, podcinając Bennett nogi. Jej głowa bezwładnie opadła mu na ramię;
dziewczyna zadrżała kilka razy i jakby zgasła, tracąc resztkę świadomości.
Była bardzo
chora. Remus nie potrzebował wilkołaczych zmysłów, by to zrozumieć.
Szybko dotarli do Skrzydła, w którym świata
przygaszono, a łóżka stały nienagannie zaścielone. Pani Pomfrey wyszła im
naprzeciw ze swojego kantorka, przez jej twarz zaś przemknęło całe spektrum
emocji - od zgrozy, przez obawę, aż po profesjonalną rzeczowość.
- Połóż ja
tutaj - poleciła pielęgniarka. Wskazała na najbliższą pryczę, bacznie
obserwując twarz Lunatyka. Chłopak wiedział, czego szuka w jego obliczu.
- Spotkałem
Grace po drodze - pośpieszył z wyjaśnieniami. - Wymiotowała dwa piętra wyżej.
Twierdzi, że właśnie tutaj szła.
- Tak,
Bennett jest... - Pomfrey potrząsnęła głową i zmusiła go, by się cofnął.
Przyciągnąwszy parawan, zasłoniła nim drobną sylwetkę dziewczyny przed jego
oczyma, ale Remus wciąż słyszał. Płytki oddech. Słaby puls. Zza parawanu
dobiegł go głos pielęgniarki. - Usiądź, Lupin.
Rzeczywiście,
chłopak ledwie trzymał się na nogach. Opadł na sąsiednią pryczę i żołądek
podszedł mu do gardła. Naciągnął rękaw starej bluzy, ukrywając krwawy ślad
zębów na swoim przegubie.
- Co z nią?
- Zapytał po chwili.
Pomfrey
wyłoniła się wtedy zza parawanu i stanęła przed nim z zaplecionymi rękoma.
- Wyjdzie z
tego - odparła wymijająco. - Powiedz mi lepiej, jak ty się czujesz.
Remus
przesunął dłonią po twarzy i nawet zdobył się na słaby uśmiech, zanim skłamał
mistrzowsko:
- Wszystko w
porządku, pani Pomfrey - pielęgniarka łypnęła na niego nieufnie, uśmiechnął się
więc jeszcze odrobinę szerzej. - Przyszedłem po zastrzyk, żeby uniknąć
niespodzianek.
Przygotowała
lek; strzykawka była duża, igła gruba, a sam płyn - brunatny. Przez pierwsze
dwa lata pielęgniarka musiała unieruchamiać Lupina przed zabiegiem. Teraz
chłopak uodpornił się już na ból. Zacisnął zęby, odwrócił wzrok i pozwolił, by
Pomfrey wbiła się igłą w nasadę jego szyi.
-
Zwiększyłam dawkę - powiedziała kobieta cicho. Spojrzeli sobie w oczy.
Poppy
Pomfrey wiedziała.
- Dziękuję -
szepnął prawie bezgłośnie.
Wówczas też
lek zaczął działać. Remusowi zaszumiało w głowie, napięte mięśnie rozluźniły
się i chłopak otworzył usta, by się pożegnać, jednak wtedy...
- Uważaj na
siebie! - rzuciła za nim pielęgniarka, ale chyba wcale jej nie usłyszał.
Przeszedł obojętnie pomiędzy podwójnym szeregiem łóżek i opuścił Skrzydło.
Nie czuł.
Nie czuł niczego. Raz jeszcze - schody i korytarze, jeden za drugim, aż do
znużenia.
Na Mapie
zobaczył, że Huncwotom udało się zerwać ze szlabanu. Przystanął przy jednym z
kamiennych gargulców i roześmiał się, zanim jednak śmiech przebrzmiał w
przestrzeni, Remus nie pamiętał już, co go tak właściwie rozbawiło.
Biblioteka.
Będą go szukać i tam go znajdą, ale nie spostrzegą, że znaleźli tylko pustą,
beznamiętną atrapę.
- Wiedziałem
- uśmiechnął się znad książki na widok przyjaciół. Zamrugał, zaskoczony nieco.
Nie pamiętał drogi do działu ksiąg zakazanych, faktem było jednak, że trafił
doskonale - od zawsze żywił upodobania do tego miejsca, a jako prefekt naczelny
miał do niego także legalny dostęp.
- Strasznie
tu - Potter usiadł naprzeciw i ściągnął brwi. - Zachowujesz się jak jakiś
wilkołak, czy coś w tym stylu.
Twarz
Lunatyka najpierw poszarzała, ale trwało to tylko ułamek sekundy - później
chłopak zachichotał cicho.
- Wilkołak,
jeszcze czego - Remus zatrzasnął czytany przez siebie wolumin i zgarnął go do
torby, zwracając się do Syriusza. - Jak udało się wam wyjść?
Ale Blacka
nie było tam, gdzie jeszcze chwilę temu stał z założonymi w tył dłońmi - ani
jego, ani Mapy Huncwotów, którą musiał porwać wcześniej niepostrzeżenie.
- To bardzo
dziwna noc - szepnął Lunatyk, patrząc na srebrzysty okrąg wznoszący się daleko
za oknem.
Później
biblioteka także wyparowała i Remus znalazł się we własnym dormitorium. Była
trzecia w nocy; James siedział obok, próbował namówić go na partyjkę szachów.
Lupin miał na sobie swoje stare piżamy, choć nie przypominał sobie, by
zdejmował szkolną szatę, a po głowie chodziła mu drżąca ze słabości Grace
Bennett.
- To bardzo
dziwna noc - powtórzył, odwrócił się na drugi bok i zasnął głęboko.
Pomfrey
wiedziała, co robi. Nie obudził się aż do południa.
Syriusz
zamknął drzwi schowka na miotły i musiał przyznać przed samym sobą, że zrobił
to w ostatnim momencie - zdążył zniknąć z korytarza tuż przed tym, jak
przecięła go miękko Pani Norris. Chłopak odetchnął głęboko i usiadł na wiadrze
odwróconym dnem do góry. Uspokoił oddech z pewnym trudem. Adrenalina obmyła go
jak fala, która nadeszła nagle i odpłynęła zaraz. Był z siebie poniekąd dumny -
wskazówki Dumbledora działały, Łapa panował nad sobą coraz lepiej.
Dyrektor
pierwszy raz wezwał go do siebie w czerwcu ubiegłego roku. Był to okres, w
którym Syriusz, choć powszechnie uważany za zdolnego czarodzieja, nie
przywiązywał wielkiej wagi do ocen, a jego kartoteka dosłownie pękała w szwach.
McGonagall prawie regularnie odbywała z nim wychowawcze rozmowy, w końcu jednak
i ona zrozumiała, że twardy charakter Łapy nie jest skłonny do zmian pod
wpływem presji otoczenia. Mniej więcej trzy tygodnie po ostatniej wizycie u
opiekunki Gryffinforu - dwa szlabany i jeden nieoddany esej później - Black
otrzymał zaproszenie na rozmowę od samego dyrektora. I nie była to bynajmniej
rozmowa, jakiej się spodziewał.
Koniec
przerwy. Chłopak uderzył różdżką w powierzchnię Mapy i mlasnął niecierpliwie
językiem, jakby mógł tym przyśpieszyć rysujące się nań kształty. Już w bibliotece
zauważył dziwną aktywność w okolicach lochów i uznał ją za doskonałe zrządzenie
losu - paru przejrzanych Ślizgonów i wykonanie zadania dla Dumbledora za jednym
zamachem, ot co.
- Sprawdzisz
wschodnią część lochów - rzekł dyrektor poprzedniego wieczora. Był to kolejny
pogodny wieczór września, ale pogodność ta nijak nie udzielała się na twarzy
starca. Syriusz odwrócił od niego wzrok, nie zdołał jednak ukryć gwałtownej,
palącej emocji, która nim zawładnęła. - Myślisz, że jesteś gotowy, Syriuszu?
- Oczywiście
- Black zacisnął pięść i rozprostował palce. - Jasne, że jestem gotowy,
profesorze.
I tak, był
gotowy - być może nie był gotów bardziej jeszcze nigdy wcześniej. Albus
pracował nad nim przez wiele miesięcy. Pracował nad agresywną siłą Łapy, a jego
starania - początkowo, jak się Syriuszowi zdawało, do cna naiwne - sprawiły
ostatecznie, że dyrektor zdobył w Blacku oddanego mu sojusznika.
Mapa była
już kompletna.
- Lumos -
Łapa pochylił się niżej nad jej lewym dolnym rogiem i nie musiał szukać długo
tego, co spostrzegł w bibliotece już kilkanaście minut wcześniej.
Ruch w
lochach, które chłopak miał sprawdzić, nie był jednak wcale tym, czego się
spodziewał.
- Co ty
kombinujesz, Evans? - Mruknął, mrużąc oczy.
Poczuł
chłód. Uczucie to rozprysło się we wszystkich kierunkach w jego ciele, jak
ostre kawałeczki niematerialnego szkła.
Wstał, ale
coś jeszcze na chwilę zatrzymało go w miejscu.
Spojrzał na
Mapę i wiedział teraz - tak, wszystko do siebie pasowało, jak mógł wcześniej
tego nie zauważyć?
Lily Evans -
prefekt naczelna Gryffindoru, wybranka Rogacza i pierwsza dziewczyna, którą
Syriusz uznał za potencjalnie wartościową
- ta sama właśnie Lily Evans była... szpiegiem Ślizgonów.
Cieszę się, że napisałaś, czekałam na ten rozdział. Rozbawiło mnie początkowe zachowanie Huncwotów i sytuacja z sir Nicholasem. Potem było mi żal Lupina, który męczy się ze swoim problemem, i Grace, narkomanki. Poza tym Lily musi wykorzystać Severusa i dlatego też jego mi jest szkoda. Domyślam się, że w następny rozdziale Syriusz i Lily na siebie wpadną. Nie mogę się doczekać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń[corka-glizdogona]
Mnie z kolei najbardziej rozbawiła końcówka - podejrzenie Blacka jakoby Evans miała być szpiegiem Ślizgonów. Twój Dumbledore wydaje się nieco inny niż w książce, ciekawy wątek stanowią również zadania, jakie powierza Blackowi i Evans, jeszcze się z czymś takim nigdzie nie spotkałam. Radziłabym jeszcze raz przeczytać tekst po gdzieniegdzie wkradły się błędy typu "który" zamiast "które", czyli generalnie zła odmiana słowa, albo jakieś pojedyncze literówki.
OdpowiedzUsuńWoW! Dobre...Świetne...
OdpowiedzUsuńPiszesz niesamowicie, tak prawdziwie, bez cukierkowych rozterek. Sprawiasz, że cieszę się i cierpię z Twoimi bohaterami.
Twój Syriusz jest taki realny. "Ubierz się z łaski swojej i spieprzaj " To mnie dotknęło do żywego. I to że Grace jest narkomanką. Oni mają takie realne problemy.
Ten Blog mnie poruszył, czekam zniecierpliwieniem na kolejny rozdział.
Dopiero co trafiłam na Twój blog i już jestem nim zauroczona. Nie piszesz jak reszta znanych mi autorek - z postów wyziera dojrzałość i jakiś przykry realizm. Narkomanka w Hogwarcie? Tego jeszcze nie było :) Czekam na kolejną notkę!
OdpowiedzUsuńprzeczytałam, choć początkowo sama nie wiedziałam, czy chcę czytać o takim pariongu. Uwielbiam Syriusza, uwielbiam go, ale Jamesa mimo wszystko też lubię i zawsze raczej jestem za tym, żeby był z Lily, mimo iż jej samej początkowo przynajmniej, kiedy zazwyczaj jest arogancką niesprawiedliwą kujonką, nie lubię. ale mimo wszystko, po przecyztaniu prologu, postanowiłam zostąć, ponieważ bardzo mnie zaintrygował - kocha dwóch mężczyzn, z jednym jest w ciąży... plus wojna. a później, już z samym początkiem,kiedy opisywałaś, jak Severus bardzo lubi patrzeć we włosy Lily, to już wtedy wiedziałam, że cąłe szczęście, że postanowiłam spróbować. Snape'a też lubię tak z reguły. Opowiadanie jest nietuzinkowe, nie tylko dlatego, że stawiasz Lily między trzema facetami, ale również ze względu na postać Grace. Mam wrażenie, że pielęgniarka wie, ocb, więc trochę mnie dziwi,. że chyba nikt inny nie ogarnia. nei spodziewałam się czegoś takiego, myślalała, że może anoreksja... Lily chyba nie jest aż tak dobrą przyjaciółkją, tzn. serio, nic nie zauważyła? Mam nadzieję, że Remus ją z wtego wyuciągnie. Włąściwie w tych trzech rozdziąłach jest jeden fragment, w którym trochę poplątałaś pewnie taki był zamysł, bo w końcu zastrzyk Pomfrey tak miał na Lupina zadziałać, ale serio nie zrozumiałam, co takiego sie mu stało... rpzecież i tak musiał się przmeienic, prawda? jeszcze nie ma tego mega leku na przemiany? ponadto kwestia wojny, lubię jak ją się porusza, i tego, ze Dumbledore ma kilka postaci, które dziąłają tak samo... ale nie przewidział chyba, jak nmoże to wyglądać z boku. mam nadzieję, że Black nie rzuci na Lily jakiegoś zaklęcia czy coś xD
OdpowiedzUsuńOjejejejejej <3. Cudowny. Niemal płakałam razem z Lily, gdy ta musiała okłamać Severusa. I Remus i Grace...Mam wrażenie, że między nimi coś jeszcze zajdzie, może pomoże jej wyjść z nałogu? Ooo i Syriusz podejrzewa, że Lily jest szpiegiem, zresztą słusznie. Co tu dużo mówić, cieszę się, że trafiłam na twojego bloga. Czekam na następne i dodaję twojego bloga do obserwowanych oraz na listę czytanych blogów na moim blogu, Fremionelicious, gdzie serdecznie cię zapraszam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Życzę Weny,
Honeyed Girl.
co z kolejną notką?
OdpowiedzUsuńKOBIETO WRACAJ !
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga przypadkiem - szukałam czegoś do czytania w jakimś katalogu. Zainteresował mnie krótki opis bloga.. Muszę przyznać, że miałaś potwornie oryginalny pomysł. Kręcę się wokół blogów potterowskich, ale nigdy nie spotkałam paringu - Syriusz&Lily. Potwornie mnie to zainteresowało. Dlaczego nie? Kujonka i łobuz, którzy mimo wszystko, mają ze sobą trochę wspólnego. Umieram z ciekawości, jak to potoczy się dalej. Lily u Ciebie jest trochę irytująca, ale Syriusz za to jest naprawdę interesujący :D Oboje stają się szpiegami Dumbledore'a. Hm, rozbawiło mnie ostatnie zdanie :D Jak Syriusz będzie się teraz względem Lily zachowywał?
Twój styl pisania jest świetny. Piszesz lekko, chce się to czytać : )
Czekam na kolejne notki. Sporo czasu minęło od Twojej ostatniej, ale mam nadzieję, że się nie poddałaś !
Dodaje do obserwowanych i do linków na moim blogu (jeśli masz ochotę, wpadnij : http://zielony-feniks.blogspot.com/ )
Pozdrawiam ; *
Ten pairing jest mimo wszystko podobny do fremione, nieprawdaż? Łobuz i kujonka...
Usuńniby banalny pomysł (mówię o połączeniu łobuza i kujonki, bo pomysł na to, żeby byli szpiegami i w ogóle całość jest ŚWIETNE), a potrafisz przedstawić go w takim świetle, że...
piszesz bardzo dojrzale, chyba najbardziej dojrzale ze wszystkich fanfiction jakie kiedykolwiek czytałam,a czytałam ich sporo :D
Fly kiedy do nas wrócisz?:(
OdpowiedzUsuńFly proszę Cię odezwij się. Naprawdę jestem tak zakochana w Syriuszu i Lily ( nie wiem skąd ta obsesja), a blogu o nich nie ma żadnego. Dziś natrafiłam na twój i te 3 rozdziały pochłonęłam w pół godziny. Wróć proszę, bo piszesz cudownie.
OdpowiedzUsuńNie umiem wyrazić tego co czuje. Niesamowite żaden blog nie spodobał mi się jak TEN tylko po 3 rozdziałach.
Nie marnuj swego talentu przeszacowna autorko, napisz ten 4 rozdział dla nas:) mam nadzieję że jeszcze o nas pamiętasz!
OdpowiedzUsuńFly wróć do nas... Tak pięknie się zapowiadało:)
OdpowiedzUsuńOjejku. To wspaniała wiadomość, że nowy rozdział jednak się pojawi. Mogłabyś przybliżyć nam kiedy mniej więcej pojawi się post?
OdpowiedzUsuńMożliwe, że już w tym, a przypuszczam, że najdalej do końca przyszłego tygodnia :) Jesteście dla mnie niesamowitą motywacją - nie miałam pojęcia, że ktoś jeszcze czeka, aż przypadkowo nie weszłam na onetowską pocztę.
Usuń